Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Skąd się wzięła ta durna papuga?!

Go down 
AutorWiadomość
Liliane
Z A Z D R O S NY . D I A B E Ł
Liliane


Liczba postów : 15
Join date : 03/07/2012

Character sheet
Funkcja: Pirat na Straży Prawa - Moderator.
Tytuł:

Skąd się wzięła ta durna papuga?! Empty
PisanieTemat: Skąd się wzięła ta durna papuga?!   Skąd się wzięła ta durna papuga?! EmptyWto Lip 03, 2012 2:37 pm


[You must be registered and logged in to see this image.]
I. Kiedy budzisz się na plaży, a obok Ciebie jest papuga...
28 marca roku nieznanego, pewnie jakieś dwa lata temu. Godzina 15.34, sekund dwie. Słońce uparcie walczy z chmurami, co róż to się chowając, to wyłaniając w pełnej okazałości. Wiatr pomylił chyba własną tożsamość z tornadem i próbuje bezskutecznie wyrwać drzewa z korzeniami, przy okazji waląc chłodem bardziej niż Królowa Śniegu.
„Psiakrew, moja bańka!”
Taka była pierwsza myśl Liliane, kiedy się ocknęła z głębokiego, pewnie pijackiego, zważywszy na ogromnego kaca, jaki zaczął ją napastować od pierwszych sekund świadomości, snu. Stało się tak, że słońce świeciło za bardzo, morze szumiało za głośno, a tym mewom to należałoby w ogóle ukręcić łeb. Nawet piasek, na którym leżała dziewczyna się uwziął. Tak złośliwie chrzęścił! W tym natłoku irytujących dźwięków i zbyt jaskrawych kolorów, które piratka ujrzała, kiedy tylko rozchyliła ślepia, łatwo było zgubić nawet najistotniejsze fakty. Kiedy czarnowłosa siadła powoli, krzywiąc się niemiłosiernie, nie była jeszcze świadoma, szoku jaki przyjdzie jej przeżyć całkiem niedługo. Westchnęła ciężko i rozejrzała się, mrużąc oczęta, w celu obeznania się w sytuacji. Jakaś opustoszała, zasyfiała plaża. Prawdopodobnie można było tu znaleźć wszystko od zużytych prezerwatyw począwszy, poprzez przedziurawione koło do pływania dla dzieci, trujące rośliny, trupy ośmiornic, aż do lodówek pomalowanych w autobus i obrzydliwego, włochatego swetra zatkniętego na badylu w UFO z piasku, prawdopodobnie jako flaga narodowa. W okolicy żadnej żywej duszy. Żadnego sklepu. Drogi nawet, tylko jakieś drzewa. Innymi słowy, totalna dziura zabita dechami. Gdzieś obok kolana piratki kręciła się kolorowa Ara, która właśnie zaskrzeczała donośnie wbijając grube szpile w mózg Compagnon. I prawdopodobnie na tym skrzeku zakończyłby się żywot stworzonka, gdyby nie dwa wydarzenia. Po pierwsze. Ara zaraz wydobyła z siebie dźwięk w stylu „Śmierć szczurom lądowym, psiakrew!”, co było całkiem interesujące. Po drugie, Liliane właśnie puściła bełta. Ptaszysko wykorzystało okazję by usadowić się na ramieniu czarnowłosej. Ta, zmuszona pogodzić się z własnym losem, uchwyciła za szyjkę butelkę, z której pewnie ostatnio czerpała alkohol i potrząsnęła nią, jakby była przekonana, że nagle, w magiczny sposób pojawi się tam pożądana ciecz. W końcu nie ma nic lepszego niż zapicie kaca. Tym niemniej szkło było puste, bełt zaczynał radośnie capić i należało się ogarnąć i ewakuować z zagrożonego miejsca. Toteż dziewczyna podniosła się, chwiejąc się niebezpiecznie z powodu nagłych zawrotów głowy i rozejrzała się jeszcze raz po miejscu, w którym znalazła się całkiem przypadkiem, jakby czekała na gwiazdkę z nieba. Odruchowo odnalazła jedną z przyczyn takiego obrotu spraw, macając się po tyle głowy. Wielki guz, z zaschniętą raną. Musiała nieźle w coś przywalić. Teraz przyszła kolej na otrzepanie swojego kostiumu, niczym z cosplayu, z piasku. Co ona w ogóle robiła w takim wdzianku? Postąpiła kilka kroków przed siebie, z jakąś obcą papugą na ramieniu i poczuciem, że wcale nie znajduje się na lądzie, tylko śmiga po wodzie niczym Jezus… po wzburzonej wodzie sztormowego morza, dodam tak dla ścisłości. Zmarszczyła przy tym czoło, usilnie starając się sobie przypomnieć wydarzenia z poprzedniego wieczora. Niestety, zdołała wydobyć tylko zbitek losowych, urywanych myśli i scen.
„Pandemonium”- co to u licha jest w ogóle?, scena w której rzucała jakiegoś kolesia porcją kiślu wrzeszcząc coś w stylu „co z tego, że jestem kotem?! To nie znaczy, że nie jestem piratem!”, kłótnia z innym: „ty mongolski wybryku genetyczny, niech mnie kule biją, nie będę siedzieć przy jednej beczce z takim plebsem!”. Oprócz tego, kojarzyła jeszcze wizję jakiegoś dziwnego łuku, który wyglądał całkiem jak portal. I w takich dziurach w pamięci nie byłoby nic dziwnego, wyglądało na to, że była bezpośrednio po ostrej popijawie, gdyby nie fakt, że Liliane zorientowała się, że…. właściwie oprócz tych urywków nie przychodzą jej do głowy żadne inne wspomnienia. To dlatego jej głowa była jakaś dziwnie pusta! To tak jakby trochę niedobrze, prawda? Liliane nie miała pojęcia, jaka mogłaby być przyczyna. Nie przyszło jej do głowy to, że jej biedny, umęczony ogromnymi ilościami alkoholu mózg nie wytrzymał i postanowił awaryjnie opuścić czaszkę dziewczyny, zaczynając od nagromadzonych w sobie informacji. W ogóle nie pomyślała o tym, że jej utrata pamięci mogła mieć cokolwiek wspólnego z rozwalonym łbem. A już na pewno nie wpadłaby na to, że gdzieś w otchłaniach morskich fal albo i nawet na lądzie mogła natknąć się na wrogo nastawionego Pożeracza, który pożywił się jej wspomnieniami. Nie można mieć pewności, że miała wtedy jakieś pojęcie o istnieniu tej rasy. Tym niemniej, wyobrażacie sobie strach, jaki musi wkraść się w, najbardziej nawet zatwardziałe serce, osoby, która budzi się pewnego dnia i uświadamia sobie, że z całego życia zostało jej kilka krótkich wspomnień z popijawy? Nie straciła jednak swojego charakteru. Zamiast paść na kolana i zalać się szczodrymi łzami, czy zacząć biegać w kółko z wyrzuconymi w górę rękoma, panikując i krzycząc (co by dobiło jej głowę), zacisnęła tylko usta i hardo maszerowała dalej, przez plażę, zdecydowana odnaleźć pierwszą lepszą cywilizację i w tym czasie poukładać wszystkie strzępki w jedną zgrabną całość. Nie będę się wgłębiać w meandry jej ślepej wędrówki do pierwszego lepszego miasteczka. Wspomnę tylko, że na darmo, dopóki widziała jeszcze linię brzegu, poszukiwała na horyzoncie śladu jakiegoś statku, który znajdować się w pobliżu właściwie powinien, sądząc po tym, jakie informacje posiadała. Skupmy się teraz na jej rozumowaniu. Z początku Liliane uczepiła się ostatniego z wymienionych wcześniej wspomnień. Kłótni z mongolskim wybrykiem genetycznym. Dziewczyna nazwała go plebsem, co znaczy, że ona była czymś w rodzaju szlachty. Skoro była czymś w rodzaju szlachty, to oznaczało, że powinna mieć jakieś wyczepiste imię. Nie pytajcie mnie, jakim cudem wpadła akurat na Liliane Maveę Anaisse Compagnon d'Picoleur la Moufette. Grunt, że wpadła. I że tak już zostało. Jedno rozgryzione. Potem nadeszła pora na „To nie znaczy, że nie jestem piratem”. Czyli połowę następnego ze wspomnień. To było proste, prawda? Oznaczało to tyle, że Liliane była piratką. A skoro była szlachtą i była piratką, to jasne, że musiała być kapitanem. To by wyjaśniało też piracki strój, który miała na sobie. Tym bardziej… gdzie się podział, u licha jej statek?! Reszta wspomnień była dla niej niezrozumiała. Pandemonium pozostawało zwykłą, tajemniczą nazwą, a fakt, że miałaby być kotem nie mieścił się jej w głowie i pozostawał jeszcze do sprawdzenia na potem. Tym niemniej z wyniku swoich rozkmin, Compagnon była całkiem zadowolona, toteż gdy po długiej wędrówce odnalazła w końcu jakieś brudne, zapyziałe miasteczko, zdecydowała zdrzemnąć się na jakiejś ławce i poczekać, aż jej umysł zacznie nieco lepiej funkcjonować.

[You must be registered and logged in to see this image.]
II.Jakie z Ciebie głupie ptaszysko jest!
„No kto tak u licha wrzeszczy?!”
Liliane otworzyła ślepia i, oprócz ustawicznych wrzasków gdzieś nad jej uchem, zanotowała dwie rzeczy. Jeden. Bolała ją dosłownie każda kostka w ciele. Dwa. Ktoś ukradł słońce- było ciemno jak w murzyńskim tyłku. I dopiero po chwili, kiedy jej oczy przyzwyczaiły się już do wszechogarniającej ciemności (burmistrza chyba nie stać na lampy uliczne!), dostrzegła dość nietuzinkową scenę. Ta sama papuga, która wcześniej napastowała jej ramię, atakowała teraz jakiegoś obcego mężczyznę, co chwilę wyrzucając ze swojego dzioba skrzek „Szczur lądowy, szczur lądowy!”. Postawny, prawie dwumetrowy koleś, który wykrzykiwał przekleństwa i machał bezradnie łapskami, nie mogąc opędzić się od, niedużego w stosunku do niego, napastnika, wyglądał naprawdę zabawnie. Czarnowłosa siadła na tyłku i oparła się o nogę ławki (czy ona czasem nie zasypiała na niej, a nie pod nią?). Mimo że z tak gwałtownej pobudki, dziewczyna nie była zadowolona, jej głowa miała się już trochę lepiej i potrafiła docenić piękno tak nietuzinkowego wydarzenia. Zamiast więc dołączyć się do szamoczącej się pary, wepchnęła łapsko do jednej z wewnętrznych kieszeni swojego płaszcza, jak już ją odnalazła, w poszukiwaniu drobniaków. Była głodna, spragniona, a do tego wiatr, mimo że nadal nie tak mocny jak na plaży, przybierał na sile z każdą chwilą, co powodowało, że zimno przenikało aż do szpiku obolałych kości panny Compagnon. Było więc całkiem milutko. Wieczór już rozpoczął się całkiem dawno i należało wykombinować sobie jakiś nocleg. Poszukiwania pieniędzy jednak skończyły się na jednej, pogniecionej karteczce, którą zwinne palce piratki wyłowiły spomiędzy ton piasku ciągle balangującego w jej kieszeniach. Niewiele myśląc, Liliane rozwinęła ją, z cichą nadzieją, że okaże się to może jakimś czekiem. Jednak dojrzała tylko jakiś koślawy, niewyraźny napis, prawdopodobnie z błędami ortograficznymi. Było zbyt ciemno, by mogła go odczytać. Dźwięki ją otaczające zaczęły ją w tej chwili irytować.
- Szczur lądowy, szczur lądowy!- skrzeczała papuga, namiętnie i z determinacją atakując wielkoluda, mimo tego że już kilka razy cudem tylko umknęła jego łapom.
- Idiotko, co tak siedzisz, jakbyś w kinie była! Zabierz to paskudztwo!
Jakby nie mogli dać jej się w spokoju pozbierać. A ją dodatkowo coś kłuło w lewą kostkę.
- Zamknij mordę, ciotowaty szczurze lądowy. Śmierdzisz.- wyartykułowała piratka gmerając sobie w bucie. Dobrze, że jego cholewy tak odstawały od nogi. Nie musiała go zdejmować.
Od razu dostrzegła jakąś chorą satysfakcję w nazywaniu innych szczurami lądowymi. Ale szybko przeszła nad tym uczuciem do porządku dziennego, jako że było właściwie oczywiste. W końcu była pirackim kapitanem!
- Ja śmierdzę? To od Ciebie capi, jakbyś imprezowała tydzień i nie widziała wanny przez m…
Mężczyzna przerwał, bo w tym momencie Liliane wygmerała z buta całkiem porządny sztylet i właśnie zaczęła pieczołowicie go oglądać, obracając narzędzie na wszystkie strony. Ara, dostrzegłszy, że jej właścicielka wstaje, od razu się uspokoiła. Usiadła na jej ramieniu i od razu zaczęła udawać, że przysypia, kołysząc się na swoich niezgrabnych ptasich łapkach i wydając z siebie dźwięki, które chyba miały naśladować chrapanie i czasem tylko podglądając. Była całkiem nieźle wytresowana, to trzeba przyznać! Liliane obiecała sobie, że później sprawdzi, czy potrafi też robić fikołki i udawać martwą. Teraz musiała jednak iść za ciosem. Widząc, jakie wrażenie zrobiło na mężczyźnie narzędzie ostre, uznała, że był duży i… to by było na tyle. Zachowywał się jak bezbronna owieczka, a Compagnon jako wilk morski, czuła potrzebę ją upolować. Z tego powodu wbiła wyzywające spojrzenie prosto w oczy osobnika, a na jej ustach pojawił się szyderczy uśmieszek, kiedy wycelowała koniuszkiem sztyletu w… po prostu w ofiarę, rozprostowując przy tym rękę w łokciu. Co prawda, piratka nie miała pojęcia czy pamięta jak się używa tego złomu, ale COŚ jej podpowiadało, że nie będzie musiała, że ten wielki facet nie ośmieli się jej postawić. Liliane nie wiedziała wtedy, że tym CZYMŚ była jej Inuticja. Przyglądała się z nieskrywaną radością, jak osobnik wykonuje kilka panicznych, bezwładnych prawie ruchów rękoma, mających prawdopodobnie oznaczać coś w stylu „uspokój się, jestem grzeczny, poddaję się!”.
- Ja… ja to chciałem Ci tylko pomóc, myślałem, że coś Ci jest! A wtedy to ptaszy…
- Przestań mielić jęzorem, psiakrew. I dla Ciebie kapitan Liliane Mavea Anaisse Compagnon d'Picoleur la Moufette, śmieciu!
Co mężczyzna miał zrobić? Ta dziewucha machała przy swojej wypowiedzi sztyletem z jakąś dziwną pasją. Wyglądała i śmierdziała jak alkoholiczka, której procenty wyżarły umysł. Była psychiczna, nie wiadomo, co mogło jej odbić. I celowała w niego narzędziem ostrym. Nie sposób było zapamiętać jej imienia i nazwiska, toteż po prostu zamilkł, wpatrując się w nią. Zdawał sobie sprawę, jaką przewagę mogłaby mu dać jego postura, ale nigdy tego nie wykorzystywał. I wiedział teraz, jaką jest ciotą.
- Mieszkasz sam?
Krótkie, wypowiedziane szorstkim tonem pytanie zgrało się w czasie z chwilą, w której czarnowłosa postąpiła kilka kroków do przodu.
- Odpowiadaj!- ponagliła go zanim zdążył otworzyć usta.
- T…taaak. Niedawno pochowałem żonę…
- Nie obchodzą mnie Twoje pierdoły. Krótko. Gdzie mieszkasz?
To zabawne, ale kątem oka, Liliane dostrzegła, że Ara chyba rzeczywiście zasnęła, przestała nawet „chrapać”. Że też w takiej chwili…
- Na ul…
- Nie znam tu ulic. Droga, psie, o drogę pytam!
- Tam prosto. Potem na lewo. I za dwie ulice w prawo. Czwarty dom
- To nie tak daleko. Klucze dawaj
- Al…
- DAWAJ KLUCZE!
W tej chwili sztylet już prawie dotykał brody mężczyzny, toteż ten, chcąc czy nie chcąc musiał spełnić żądania piratki. A ona wyraźnie cieszyła się z przeprowadzanej właśnie akcji. Jakby to była zabawa, ona miała pięć lat, a ten sztylet to był banan. Łapsko dwumetrowca wygrzebało z kieszeni klucze. Następnie mężczyzna położył je na wyciągniętej ręce Liliane.
- Bardzo ładnie. Niech to będzie dla Ciebie nauczka. Piratom się nie podskakuje
Kto wie. Być może Compagnon z początku rzeczywiście chciała się odwrócić, zostawić go i odejść. Opuściła nawet sztylet i wszystko świadczyło o tym, że tak właśnie się stanie. Albo piratka znalazła sobie nową zabawę w postaci dawania nadziei na całkiem dobry koniec, albo w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Tym niemniej, w ciągu następnej sekundy sztylet przeciął ze świstem powietrze, po to, by przejechać się po szyi (jakoś udało się dosięgnąć!) ofiary. Trysnęła krew, trochę kapnęło na policzek piratki. Dziewczyna, obserwując jak mężczyzna chwyta się za szyję, a następnie pada na ziemię, po to by w ciągu kilku minut się wykrwawić, zastanawiała się nad tym, jak to możliwe, że jest to taki super widok. I że tak sprawnie operuje sztyletem! Starła palcem krew z własnego policzka i zlizała ją koniuszkiem palca, następnie wypluwając ją, obok wielkoluda. Ohyda. Potem ruszyła drogą, którą wcześniej wskazał jej mężczyzna. Nuciła sobie pod nosem jakąś dziwną, radosną melodyjkę, wytworzoną prawdopodobnie w jej umyśle. Ale kto wie, może to była piosenka z jej przeszłości? Na drogę zmarnowała jakieś 10 minut, potem odnalazła odpowiedni dom i wmaszerowała do środka, jak do siebie.
- Ahoj, kamraci!- zaskrzeczała rozbudzona papuga, kiedy tylko w przedpokoju rozbłysło światło.
- Ty głupi ptaku. Nikogo tu nie ma, lepiej byś powiedziała, jak się nazywasz!
- Ahoj, ahoooj, kamraci!
Z ust piratki wyrwało się zrezygnowane westchnienie. Z kim jej przyszło pracować. I dlaczego ona nie przeszukała tamtego mężczyzny?! Może miał kasę?! No nic. Trzeba będzie coś wszamać, wykąpać się, przetrząsnąć dom, a potem wskoczyć do łóżka.


[You must be registered and logged in to see this image.]
III. Odwrót, papugo, odwrót!
Jeden z pierwszych słonecznych poranków tego roku. Ptaszki ćwierkają, dzieci wrzeszczą i gonią się po ulicach. Sielanka. Liliane siedziała przy stole, w wywróconej do góry nogami kuchni. Na podłodze walała się mąka wymieszana z cukrem, ale to wydawało się wcale nie przeszkadzać piratce. Ważne, że ona była czysta, przed nią, na ozdobnym talerzu, leżała kanapka z szynką, a obok Ara pałaszowała radośnie liście mokrej sałaty. Przeszukanie domu zakończone zostało sukcesem. Compagnon dorwała się do pieniędzy i mnóstwa biżuterii, którą będzie można gdzieś opchnąć. Gdyby znalazł się jeszcze rum, to byłoby wspaniale!
- Miyo Tashigawa, hę?- wymruczała pod nosem, sięgając po kanapkę.
Zaledwie kilka godzin temu dokonała swojego pierwszego morderstwa, a przynajmniej pierwszego, o którym pamiętała, ale wcale jej przez to nie ściskało w żołądku. Właściwie to zwłoki tego wielkoluda mogłyby gnić jej pod nosem, a ona i tak bardziej byłaby zainteresowana nowościami, jakie dotarły do niej z wypoczętego umysłu. Z natłoku niewyraźnych kształtów, niesprecyzowanych myśli, które dopiero mogły ułożyć się w kolejne szczątki wspomnień, wyłowiła swoje prawdziwe imię i nazwisko. Które brzmiało… o wiele gorzej niż to, które ona sama sobie umyśliła! Dobrze, że należało już do przeszłości. Papuga zatrzepotała niespokojnie skrzydłami, kiedy Compagnon gwałtownie podniosła się z krzesła i lawirując pomiędzy porozrzucanymi garnkami, patelniami, tackami, formami itd., pomaszerowała wprost do sypialni, w której już wcześniej zauważyła stojące lustro. Przez chwilę przyglądała się własnemu odbiciu, szczerząc głupio zęby. Wczoraj, przed spaniem, stała przed nim chyba z godzinę, wymyślając przeróżne metody, dzięki którym mogłaby przemienić się w kota. Aż w końcu jej się to udało.
- Lilianne Maveo Anaisse Compagnon d’Picoleur la Mouffete, jesteś i piratem i kotem. Nie uważasz, że to niesamowite?- wymruczała teraz sama do siebie po to tylko, by zaraz roześmiać się głośno.
Potem ruszyła do woreczka z łupami, które wczoraj dorwała i zostawiła na komodzie. Obok niej leżał jeden, jedyny przedmiot, który Liliane zdecydowała sobie zostawić. Srebrny łańcuszek z wisiorkiem w postaci miniaturowego kompasu. Co z tego, że nie działał. Coś takiego na szyi z całą pewnością będzie dodawało jej prestiżu, a od czegoś trzeba zacząć. Dlatego też dziewczyna, mimo że wszystkie te świecidełka, gdy je przeglądała, jakoś nie porywały jej duszy, zawiesiła sobie naszyjnik na szyi. Zerknęła zaraz, z niezadowoloną miną, w stronę okna. Na zewnątrz zaczęło robić się stanowczo zbyt głośno. Najwyraźniej wybuchło jakieś zamieszanie. Tylko dlaczego miała wrażenie, że wzburzony tłum stoi tuż pod jej drzwiami po to tylko żeby drzeć gardło? Z jazgotu dochodzącego z różnych gardeł, dziewczyna nie była w stanie wyłowić żadnych konkretnych słów. Tym niemniej wydawało jej się, że od czasu do czasu padał jakiś dźwięk wyjątkowo podobny do brzmienia słowa „morderstwo”. A potem? Od strony drzwi wejściowych zaczął dobiegać jakiś łomot. Jakby ktoś w nie walił, potem się na nie rzucał. Ludzie w tym miasteczku byli bezczelni. Tak się dobijać od rana do czyjegoś domu. I Liliane miała niby otworzyć? Przecież nie była nawet właścicielem… który gnił pod ławką. Były dwie możliwości. Albo mężczyzna był znienawidzony w swojej okolicy i piratka trafiła na zły dzień. Albo był wręcz kochany, ktoś zauważył jego zwłoki, inny ktoś wiedział, że wczorajszego wieczora paliło się w tym domu światło… i szykuje się lincz. Najwyraźniej osoby przed drzwiami oczekiwały, że Compagnon zechce brać w tym udział. Ha! Niedoczekanie! Obróciła się gwałtownie, po to by pognać do kuchni i zauważyła kątem oka upadającą na ziemię karteczkę. Uprzytomniwszy sobie, że to jest dokładnie ten sam papier, który z kieszeni wyłowiła wczoraj, zgarnęła go z podłogi, drugą ręką chwytając jeszcze woreczek ze „swoim” dobytkiem. Błyskawicznie znalazła się w kuchni. Ledwie zdążyła wepchnąć zdziwioną, przestraszoną papugę na własne ramię, a z przedpokoju dotarł do niej dźwięk upadających drzwi. Proszę państwa, fort zdobyty przez wroga! Najwyższa pora się ewakuować! Niewiele myśląc, czarnowłosa dopadła do okna, otworzyła je na oścież i wyskoczyła…
Łomot. Trzepot skrzydeł. „Psiakrew!”.
Co się stało? Piratka wyskoczyła prosto na śmietnik, który pod wpływem impetu zachwiał się, po czym razem ze swoim dodatkowym bagażem zaczął lecieć w dół. Ara się ewakuowała z ramienia, Liliane wykopyrtnęła się i cudem tylko nie skręciła nadgarstka. Przeklinając pod nosem i upewniając się, że nic nie zgubiła, poderwała się na nogi i ruszyła za odlatującą papugą w jakąś cichą, wąską uliczkę. Tam straciła stanowczo zbyt dużo czasu na łapanie oszołomionego ptaka, po czym wpakowała się na jakiś rower, który ktoś naiwny zostawił przed drzwiami własnego domu. Ara usadowiła się na kierownicy i zaczęła skrzeczeć tak głośno, że piratka nie traciła już nawet sekundy na zastanawianie się, czy ona w ogóle potrafi używać tego ustrojstwa, chwyciła worek z łupami w zęby, łapki zacisnęła na rączkach roweru, a nogi ułożyła na pedałach i… jazda! Zaraz. Co? Ona RZECZYWIŚCIE jechała! Niezwykle zadowolona z tego faktu i nowej odkrytej umiejętności, dziewczyna niczym zawodowy kolarz pognała tam, gdzie kończyło się miasteczko. Tylko dlaczego cały czas jechała slalomem i co chwila ocierała się o śmier…znaczy budynki?! To nieważne. Ważne jest, że zatrzymała się dopiero, gdy uważała, że jest już wystarczająco daleko. Do tego miejsca w najbliższym czasie nie zamierzała wracać. Dysząc niemiłosiernie, przez zaciśnięte na worku zęby, wygrzebała, po raz kolejny, z kieszeni karteczkę i nareszcie zabrała się za odszyfrowywanie bohomazów, które na niej powstały. Było to o tyle trudne, że nie była pewna, czy w ogóle potrafiła czytać, a kulfoniaste kształty wcale jej nie pomagały w zdobyciu takiej wiedzy. W końcu jednak się udało. Treść z karteczki sprawiła, że krew (tym razem krew, bo ostatnio przecież piratka nic nie piła) w jej żyłach zabuzowała.
„Powodzenia w rzyciu, kamracie!”
A nie mówiłam, że na pewno będzie tam błąd ortograficzny? Liliane co prawda pewnie nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, tym niemniej stało się dla niej jasne, że ktoś ją wystawił. Ukradli jej statek. Być może nawet została zdradzona przez swoją własną załogę! I w ten oto sposób jej celem życiowym stała się zemsta na sprawcach. Compagnon porzuciła odzyskiwanie własnych wspomnień, uważając to za zbędny luksus. Szkoda tylko, że nawet nie wiedziała jak jej oprawcy wyglądają!


[You must be registered and logged in to see this image.]
IV. Objaśnienia końcowe
- Od czasów wydarzeń z historii minęło już trochę czasu, tak ze dwa lata.
- Przez ten czas Liliane odwiedziła sporo miasteczek, sporo narozrabiała i nadrobiła trochę podstawowych braków wiedzy o świecie, w którym przyszło jej żyć.
- Całkiem przypadkiem, w do tej pory niewyjaśnionych okolicznościach, wylądowała w świecie ludzi. Mimo że w tej chwili wie już czym jest Pandemonium, jakoś niespecjalnie entuzjastycznie szuka portalu. Przyzwyczaiła się, ot co.
- Oczywiście nadawcy karteczki nie znalazła do tej pory. Dziwne by było gdyby stało się inaczej!
- Ara nadal jej towarzyszy… i nazywa się Ara.
Powrót do góry Go down
 
Skąd się wzięła ta durna papuga?!
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 ::  :: Historie-
Skocz do: